Mega Man NT Warrior

Na tym forum gramy w megamena

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Komputery

#1 2007-12-27 07:50:01

askinata

Administrator

Zarejestrowany: 2007-12-12
Posty: 405
Punktów :   11 

Historia

W zamierzchłej przeszłości, w czasach świetności wszystkich ras... nie było wcale spokoju, na jaki liczyli wszyscy mieszkańcy poszczególnych krain. Każda rasa walczyła o zdobycie władzy na kontynencie. Elfy, ludzie smoki... Każdy chciał przejąć kontrolę nad, co cenniejszymi terenami, a jednym z takich terenów było Nightwood. Był to wielki las, który uchodził za schronienie dla zwierząt każdego gatunku, od samych smoków po zwykłą zwierzynę. Nightwood było tak ogromne, że na jego terenie urzędowali przedstawiciele większości ras. Był to jeden z powodów tak napiętej sytuacji na tym zasobnym w energię terenie. Energię magiczną las zawdzięczał swoim mieszkańcom, a była ona na tyle potężna, że zwracała uwagę chciwych władców, a nawet niektórych magów... Niestety nie było nikogo tak potężnego, by ochronił las przed zakusami niewdzięcznych... Nikogo prócz jego zwierzęcych mieszkańców...Bowiem jedynie zwierzęta przeczuwały nadciągające zło, które zaległo nad ich domem, nieuchronną groźbę zagłady... Jednak, co mogły zrobić zwierzęta w walce z oddziałami wyszkolonych rycerzy i wojowników? Wynik walk był z góry przesądzony, jednak wielkie znaczenie w takich sytuacjach ma przeznaczenie i hart ducha...

Kilkaset lat temu, w samym środku Wielkiej Wojny powstała pewna grupa – klan – zwana Opiekunami Nocy. Jej członkami były , ale nie należały one do zwykłych przedstawicieli swego gatunku. Historia głosiła, że zmieniały swoje oblicze, tak, że w nocy przybierały postać dzikich wilków, lecz w dzień były ludźmi. Według opowieści pewnego sędziwego druida, który przeżył całą Wielką Wojnę, członkowie Opiekunów Nocy zostali pobłogosławieni przez samą Smoczą Starszyznę. Według legendy, którą głosi się po dziś dzień, pierwszym, który został nazwany Opiekunem Nocy był Nareal. Był on pięknym wilkiem, jego futro lśniło bielą, zawsze wyglądał dostojnie i odważnie. Był przywódcą swojej watahy, sprawował władzę w stadzie godnie i sprawiedliwie. Ze swych polowań zawsze przynosił największe łupy, pomagał wszystkim, jeśli było to w granicach jego możliwości... W czasie wojny nie było to jednak łatwe i nie tylko miały problemy z przetrwaniem...

Według starych podań, u progu Wielkiej Wojny jedne z najpotężniejszych bestii na całym świecie, przeżywały poważne problemy związane z wciąż malejącą liczbą swych przedstawicieli. Smoki, bo o tę rasę właśnie chodzi, były zmuszone do szukania bezpiecznych miejsc, w których mogłyby ukrywać swoje jaja. Większości smoczyc udawało się znaleźć takie miejsca, lecz było to bardzo trudne, całe krainy były pogrążone w wojnie... Etelathiel- smoczyca powietrza- nie miała tyle szczęścia. Swoje jajo złożyła w dużej grocie otoczonej przez ciemny las. Cieszyła się, że może jednak uda jej się wypełnić przepowiednię, jej szczęście nie trwało jednak długo, została zabita... Wyśledził ją oddział Mrocznych Orków, dowodzony przez Hurk Zana, nie znającego litości orka, oddziałowi nie udało się jednak znaleźć smoczego jaja, co dodało nadziei umierającej Etelathiel. Spoczywało, bowiem na niej ogromne brzemię. W przeszłości, w dniu swych narodzin, zostało naznaczona przez samego Okyranosa- boga światła poranka, który przepowiedział, że jej potomek będzie najpotężniejszym ze smoków... W ostatnich chwilach swego życia smoczyca myślała tylko o swym synu, zamkniętym jeszcze w skorupie, nieznającym świata, w którym przyjdzie mu żyć. Zastanawiała się czy spełniła swoje zadanie i czy przepowiednia się spełni, czy jej syn zmieni oblicze Wojny? Kto wychowa go na najdzielniejszego ze smoków? Czy w grocie będzie bezpieczny do momentu swoich narodzin? Odpowiedzi na dręczące ją pytania, pozostały dla niej wieczną zagadką, nie dane jej było zobaczyć swojego potomka, zapłaciła wysoką cenę, za spokój, jaki miał nastąpić... Etelathiel nie spodziewała się, bowiem, iż grota, w której ukryła swoje jajo, była zamieszkana, a po kilku dniach wrócił do niej sam gospodarz. Grota ta, należała, bowiem do Nareala, który w owym czasie był na kilkudniowym polowaniu. Wilk na widok jaja w swoim legowisku przeżył szok, a jego zdumienie wzrosło jeszcze bardziej, gdy jajo zaczęło pękać i jego oczom ukazał się malutki smok, który patrzył na niego ogromnymi ślepiami...

Nareal uznał, że jego przeznaczeniem jest opieka nad niespodziewanym przybyszem, więc przejął nad nim funkcje zarówno ojca jak i matki. I tak mijały dni i tygodnie, smok i wilk stali się nierozłącznymi przyjaciółmi, razem chodzili na polowania, dzielili razem grotę, więź między nimi zacieśniała się coraz bardziej. Gdy smok nauczył się kontaktować z wilkiem telepatycznie, przekazał mu, że nazywa się Lamion i jest potomkiem Etelathiel. Wilk pojął, że jego przyjaciel należy do większej całości i nie może już nic więcej mu zaoferować. Zrozumiał, że Lamiona czeka świetlana przyszłość, ale stać się to może pod okiem innych smoków, nie jego... Namówił przyjaciela, na wspólną podróż do Vladatepeasei – krainy smoków. I tak zaczęła się ich długa wędrówka, pełna przygód i niebezpieczeństw. Wspólna podróż trwała ponad trzy miesiące, podczas których musieli zmagać się z wrogami, nieprzyjazną pogodą oraz innymi groźnymi zwierzętami. Jednak po wielu trudach udało im się osiągnąć cel, mogli wreszcie stanąć u wrót Vladatepeasei. U bram zostali zatrzymani przez strażników – smoki powietrza, dwa okazałe osobniki, krążące nad nimi przekazały wieść o pojawieniu się intruzów na terenie należącym do smoków. Lamion był zachwycony, jeszcze nigdy nie widział innych smoków. Instynktownie widział nieraz w snach swoją matkę, ale teraz był podekscytowany spotkaniem z innymi, wojowniczymi bestiami, takimi jak on. Nareal nie podzielał jego entuzjazmu, z natury był ostrożny, a widok tylu wielkich bestii na raz nie wróżył nic dobrego. Stali tak przed wielką bramą wykutą w paśmie gór czekając na pozwolenie wejścia dalej, kiedy pojawił się jeszcze jeden znacznie większy od pozostałych smok, wyglądał na potężnego oraz sędziwego.

- Czego szukacie na terenach Vladatepeasei?- odezwał się nowoprzybyły donośnym głosem.

- Jestem Nareal. Smok, który jest ze mną to Lamion, syn Etelathiel...- nie zdążył dokończyć, gdyż wielki smok ryknął tak mocno, iż zatrzęsły się skały.

- Lamion nie żyje! Etelathiel również! Jesteście oszustami, dla kogo pracujecie?!

- Smoku, nie pracujemy dla nikogo, jak chcesz możesz wniknąć w nasze umysły, nie mamy żadnych złych zamiarów. A ten smok, który przybył tu ze mną to naprawdę Lamion, wykluł się w mojej grocie, co do matki to wiem tylko, że nie żyje, gdyż została zabita przez orków. Proszę Cię o jedno, daj szansę temu smokowi, ja nie jestem w stanie nauczyć go jak być prawdziwym smokiem, jest moim przyjacielem i chcę jego szczęścia.-odparł spokojnie Nareal.

- No dobrze, możecie wejść, spotkacie się ze Starszyzną i przejdziecie test. –powiedział już łagodniej stary smok- Jestem Argon, członek Starszyzny, Smok Wiecznego Ognia. Toruk, Kaskada, to nasi strażnicy odprowadzą was do Havorynu- naszej siedziby, czekajcie tam na wezwanie.

- Dziękujemy ci Argonie, za szansę jaką nam dajesz- Nareal był wyraźnie spokojniejszy.

Siedziba smoków była ogromna, nie było tam, żadnych komnat tylko same pieczary. Nareal i Lamion zostali umieszczeni w jednej z nich.

- I jak ci się tu podoba przyjacielu?- zapytał wilk

- Tu jest pięknie, widziałeś te smoki, są takie ogromne, jestem niczym w porównaniu z nimi..

- Nawet tak nie mów, jesteś moim przyjacielem i jesteś o niebo lepszy od nich, a kiedy nauczysz się tych wszystkich rzeczy i zdobędziesz umiejętności takie jak one, to będziesz niepokonany. Pamiętaj o tym, ja w ciebie wierzę.

- Dziękuję, nie wiem jak ci się odwdzięczyć, byłeś mi jak ojciec, którego nigdy nie miałem.

- No już tylko mi się nie rozklejaj.- zaśmiał się Nareal.

Ich rozmowę przerwał mały smok, postura przypominający Lamiona.

- Starszyzna jest gotowa by z wami rozmawiać.

Nie zostało im nic innego jak iść za zielonym, małym smokiem. Dotarli do jasnej pieczary, jeszcze większej od dotychczas widzianych. Było już tam zgromadzonych kilkoro smoków. Wyglądały na bardzo stare i doświadczone, a także zahartowane w walce, gdyż ich ciała naznaczone były bliznami. Smoki spoglądały na nich podejrzliwie, aż wreszcie do pieczary wkroczył Argon. Spojrzał na wilka i Lamiona, po czym stanął naprzeciw nich.

- Aby mieć pewność, co do czystości waszych zamiarów, oraz prawdziwości waszej historii jestem zmuszony posłużyć się siłą mojego umysłu i wejść w waszą podświadomość. Prosiłbym was, abyście poddali się temu procesowi dobrowolnie, gdyż w przeciwnym razie może to być trochę nieprzyjemne.

- Nie obawiamy się niczego, wiec możesz robić, co do ciebie należy.

Po tych słowach Argon wkradł się do umysłu wilka, nie znajdując nic poza wspomnieniami wspólnie spędzonych chwil z Lamionem, ze swoją watahą... Nic, co mogłoby świadczyć o złych zamiarach, jedynie silne uczucie przyjaźni, honor, sprawiedliwość dały się silnie wyczuć w sercu i umyśle wilka. Argon zwrócił się, więc do Lamiona, który również dobrowolnie poddał się zabiegom sędziwego smoka. W umyśle młodego Lamiona, tak samo jak u Nareala, Argon nie wykrył nic złego, potwierdziła się natomiast historia małego smoka, który rzeczywiście był potomkiem Etelathiel. Po zakończeniu sprawdzania przybyszów, smoki wyraźnie odetchnęły z ulgą. Pojawienie się Lamiona w ich krainie, wróżyło lepszą przyszłość całemu gatunkowi, a kto wie może całemu światu. Smocza Starszyzna, zwana Sculah Vlen była bardzo wdzięczna Narealowi, dzięki niemu do swego domu powrócił wybraniec bogów, dzięki niemu, nareszcie Wielka Wojna mogła się wreszcie zakończyć. Razem doszli do wniosku, iż Lamion powinien zostać we Vladatepeasei i odebrać nauki od najmądrzejszych ze smoków. W ramach podziękowania Narealowi, pobłogosławiły go, naznaczając go piętnem Smoczego Wybrańca. Błogosławieństwo Sculah Vlen wiązało się z darem, o którym nikt nigdy nie mówił. Wiadomo jedynie, że po wizycie w krainie smoków Nareal zmienił się w człowieka o nadludzkich zdolnościach, lecz ludzką postać przybierać mógł jedynie na dzień, w nocy, bowiem na powrót stawał się wilkiem... Jego znakiem był medalion podarowany przez smoki, przedstawiający głowę wilka i człowieka jako jedność, a także fazy księżyca. Był wykuty z najszlachetniejszego metalu, zahartowany przez wewnętrzny ogień potężnych bestii. Nareal zobowiązał się go nosić zawsze i wszędzie na znak swego dziedzictwa podarowanego od smoków...

Nareal powrócił do Nightwood, gdzie przekonał się, że błogosławieństwo dane przez smoki spłynęło również na całą jego watahę. Poczuł ulgę, że nie jest samotny i że nie mają mu tego za złe. Nareszcie zwierzęta miały swoich przedstawicieli, grupę, która chroniłaby interesy całego lasu. Nareal pojął, że stoi przed nim trudne zadanie, musiał stworzyć organizację, która chroniłaby mieszkańców Nightwood. Jako, że wilkiem stawał się dopiero w nocy, tak jak reszta jego towarzyszy, nazwał swą watahę Opiekunami Nocy. Jako pierwsze zadanie postawił sobie znalezienie odpowiedniej siedziby dla swojego klanu. Jego wysiłki zostały jednak owocnie nagrodzone, gdyż wędrując nocami po lesie dotarł wreszcie na sam jego kraniec, nad samo Jezioro Nenuial – Jezioro Półmroku... Nad samym jeziorem, na stromej skarpie stał mroczny zamek, stał samotnie opierając się silnym wiatrom i falom. Nareal przekroczył starą bramę zamczyska wykutą w lśniącym, choć naznaczonym zębem czasem metalu. Wszedł do środka i przekonał się, że stary zamek jest opuszczony, spotkał, co prawda kilka zwierząt, które znalazły w nim swój własny kąt. Zamek w środku był dość przytulny i z łatwością pomieściłby cała watahę Nareala, wrócił wiec szybko po swoich towarzyszy, aby i oni mogli zobaczyć to miejsce. Wszystkim Opiekunom przypadł do gustu zakątek znaleziony przez Nareala, nie mieli żadnych obiekcji, widzieli możliwości twierdzy, widzieli również, gdzie przydałoby się ją rozbudować i zmienić. Czekało ich jeszcze dużo ciężkiej pracy, tymczasem Wojna trwała, a czasy stały się bardzo niebezpieczne. Przebudowa zamku trwała kilka lat, po jej zakończeniu nazwali go Argonath, na cześć sędziwego smoka, który tak dzielnie bronił swoich braci, a który zajął się nauką Lamiona, o którym Nareal nigdy nie zapominał i ciągle wspominał wspólnie spędzone z nim chwile. Dzielny przywódca Opiekunów Nocy miał jednak o wiele więcej problemów, niż mu się na początku zdawało. Największym z nich był ogólny brak szacunku do klanu ze strony innych grup zamieszkujących Nightwood. Wiązało się to z tym, iż Opiekunowie Nocy nie posiadali żadnych symboli swojej jedności, swojego dziedzictwa, tego kim są i kim będą. Potrzebowali flagi, herbu, a także pieczęci... Historia powstania owych symboli była równie barwna co historia powstania samego klanu... A zaczęło się od podróży Nareala do miejsca, które mieli zamieszkiwać Strażnicy Ładu, oni, bowiem za swój cel postawili sobie doprowadzenie Wielkiej Wojny do końca i zawarcia pokoju... Nareal miał nadzieję na zdobycie ich poparcia, a także zawarcie pewnego rodzaju sojuszu, którego celem miał być pokój między grupami... Nareal nie mógł przewidzieć, co może go spotkać w drodze do tajemniczego miejsca, coś, co mogło na zawsze odmienić jego życie...

***

Swoją podróż rozpoczął w Argonath. Pożegnał się ze swymi przyjaciółmi i wyruszył w drogę. Starał się przemierzać las jako wilk, toteż postoje robił w czasie dnia. Jako wilk był szybszy i zwinniejszy wśród drzew, a jego instynkt chronił go przed spotkaniami z wrogami. Kraina Strażników Ładu znajdowała się na południe od Nightwood, Nareal musiał, więc przemierzyć wzdłuż cały las. Gdy tak wędrował spotykał różne istoty, przyjaźnie i wrogo nastawione. Musiał stoczyć kilka ciężkich walk, ale też był wdzięcznym za okazywaną mu później pomoc. Po kilku tygodniach ujrzał wreszcie kres mrocznego lasu, w którym spędził większość swojego życia. Teraz poczuł, że nie wróci tu tak prędko jak zamierzał, wiedział, że czeka go misja. Misja, o której jeszcze nic nie wiedział... Gnał podekscytowany przez wzgórza, ciesząc się poczuciem wolności, jaką mu to dawało. Była noc, księżyc jaśniał na niebie w pełni, a Nareal biegł przez pagórki nie znając wytchnienia. Nagle poczuł przeszywający ból w kostce, potoczył się po ziemi, ból był pulsujący spojrzał na przyczynę swego cierpienia. Była to strzała – przebiła mu łapę, tak, że nie mógł wstać, a gdy poczuł kolejny jeszcze silniejszy ból w barku, prawie stracił przytomność. Zdążył jednak ujrzeć swojego oprawcę, była to ciemna postać, chyba mężczyzna, dość tęgi, z ciemną brodą, lecz za nim mignęło mu coś jaśniejszego, nagle myśliwy padł na ziemię. Nareal nie wiedział, co się dzieje, ból osłabił jego zmysły, przymknął oczy i zapadł nieświadomie w sen...

Poczuł jakiś dziwny zapach, jakby zioła z lasu, ale to było coś innego. Był dzień tego był pewien, wyczuł, że jest człowiekiem, ale najbardziej zdziwiło go to, że leży w jakimś wygodnym łóżku. Spróbował się poruszyć, ale nagle przeszył go ostry ból w kostce i w barku. ”No świetnie, jestem do tego przykuty” pomyślał zrezygnowany. Nie otworzył jeszcze oczu, czuł się słaby, ale ciekawość zwyciężyła i powoli uniósł powieki. To, co zobaczył, na zawsze odmieniło jego życie...

Stała, wpatrując się w niego uważnie. Miała wielkie migdałowe oczy, widać w nich było ciekawość i ulgę. Obok niej zauważył mały, okrągły stolik, później całą resztę wnętrza. Jednak wzrok wciąż powracał do niej... Była piękna, miała w sobie coś ulotnego, mistycznego. Ubrana była w zwiewną jasną tunikę, pod którą nie zdołały się ukryć zmysłowe, kobiece kształty. Włosy- długie i płomiennie rude miała przepasane złotą wstążką. Dopiero po dłuższej chwili zauważył jej nieco dłuższe i spiczaście zakończone uszy. ”A więc była elfem” pomyślał. Jego uwadze nie uszedł również srebrny sztylet przytwierdzony do pasa. Mógłby się wpatrywać w nią dłużej, jednak przypomniał sobie o dobrym wychowaniu i zdołał wykrztusić:

-Dzień dobry.

-Dzień dobry- odpowiedziała dźwięcznym, melodyjnym głosem. –jak się czujesz? Straciłeś trochę krwi, pamiętasz coś?

Starał się sobie cos przypomnieć, jednak na marne.

-Pamiętam tylko, że biegłem po wyjściu z lasu... później już... zaraz... strzała... zostałem postrzelony w kostkę, a potem chyba w ramię, tak teraz sobie przypominam, to był jakiś myśliwy, miał łuk i szedł do mnie, ale później padł na ziemię, a mi mignęło tylko coś jasnego i to wszystko. To byłaś ty?

-Tam w lesie? Tak, to byłam ja. Ten „myśliwy” jak go nazywasz był już kilkakrotnie ostrzegany, mimo to dalej zabijał, więc zapłacił za krzywdy, jakie wyrządzał innym. Nie odpowiedziałeś mi jeszcze na pytanie jak się czujesz?

-Dobrze, trochę drętwo, ale nie najgorzej – uśmiechnął się lekko – moja kostka.. czy będzie z nią wszystko w porządku? A w ogóle to skąd się tu wzięłaś?

-Jestem strażniczką. Pilnuję kto i kiedy przekracza granicę między Nightwood a Tesarią. Głownie opiekuję się jednak zwierzętami.

Pomyślał o sobie, przecież też był zwierzęciem, przynajmniej wtedy, kiedy go spotkała, a jednak o nic osobistego go nie spytała, widziała zapewne jego transformację z nastaniem świtu, musiał to być dla niej szok. Nic jednak nie mówi, o czym myśli? Kłębiły mu się w głowie pytania baz odpowiedzi.

-Mieszkasz tu sama? Nie masz nikogo do pomocy?

-Tak, mieszkam sama, a do pomocy nikogo nie potrzebuję.

-Myślałem, że elfy nie żyją na odludziu, znaczy żyją, ale nie samotn...

-Nie jestem elfem! –powiedziała i wyszła z pokoju.

”No, nie ma to jak zrobić na kimś dobre wrażenie – pomyślał – zobaczmy dokładnie gdzie jestem” Spróbował delikatnie unieść głowę, co po wielu mękach wreszcie się udało i mógł dokładniej zobaczyć cały pokoik, w którym przebywał. Była to mała izba, przytulnie urządzona, w rogu paliło się w kominku, przy oknie było pełno ziół w doniczkach. Na środku pomieszczenia stał mały drewniany stoliczek, a na nim dzbanek i miska, a także bukiet polnych kwiatów. Ściany były pobielana, nieozdobione żadnymi obrazami, na jednej z nich wisiał tylko mały gobelin – misternej roboty, przedstawiający Nightwood. Odwrócił się w bok i na krześle przy łóżku dostrzegł swoje rzeczy. Odruchowo sięgnął do szyi, medalion był na swoim miejscu, odetchnął z ulgą. Położył się z powrotem wygodnie i zapadł w sen.

Znów nad nim stała i przyglądała się z ciekawością. ”Mógłbym się tak budzić już zawsze -pomyślał – dla takiego widoku...”

-Jak się czujesz?- powiedziała spokojnie i dość chłodno.

-Już lepiej... wiesz, ja... ja chciałem cię przeprosić, jeżeli cię uraziłem... naprawdę tego nie chciałem... y... –”No pięknie zachowuję się jak uczniak!” skarcił się w myślach – wybaczysz?

-Ech... to ja powinnam cię przeprosić za moje zachowanie, na ogół nie ponoszą mnie emocje, ale jak ktoś wspomina o elfach i jeszcze mnie tak nazywa, to jestem trochę zdenerwowana wtedy...

-Tylko trochę? To, co robisz jak jesteś doprowadzana do furii?

-Oj nie chciałbyś wiedzieć!!!- odpowiedziała i oboje wybuchli śmiechem. Spojrzeli sobie w oczy i poczuli dziwne napięcie, coś między nimi zaiskrzyło, w powietrzu dało się czuć magnetyzm, który działał na nich pobudzająco. Jeszcze tego nie rozumieli, ale czas kiedy mieli to pojąć nadchodził nieubłaganie. Pierwsza otrząsnęła się kobieta, odwróciła wzrok i podeszła do okna. Nareal wodził za nią oczyma, napawając się jej widokiem, była jak nimfa, piękna, magiczna i taka nieuchwytna...

”O nie, co ja robię?- pomyślała patrząc się na polanę przed domem- To przecież niemożliwe, żeby chodziło im wówczas o niego, on nie jest bestią... nie teraz... Czy przepowiednia mówiła o nim?”

-O czym myślisz?

Wyrwało ja z zamyślenia pytanie. ”Przecież nie mogę mu powiedzieć” –czuła się załamana.

-O niczym, patrzę na polanę, czy nie ma jakichś zwierząt. – starała się by jej głos brzmiał przekonująco. Niedługo się ściemni, chcesz, żebym zostawiła cię samego?

-Jeżeli byłabyś tak miła, nie chciałbym, żebyś oglądała jak się zmieniam, nie jest to przyjemny widok. Dziękuję ci za wszystko, co dla mnie robisz, ale nie znam jeszcze twego imienia.

-A ja twojego. – odpowiedziała i szybko wyszła zostawiając go samego.

”Kobiety! Kto je zrozumie?” spojrzał przez okno, rzeczywiście zaczynało się ściemniać. Miał nadzieję, że pod postacią wilka będzie miał większą swobodę ruchów i nie rozczarował się, gdy odkrył, że po przemianie, może normalnie wstać. Równowagę mógł złapać na pozostałych trzech łapach, więc ostrożnie zszedł z łóżka. Drzwi okazały się otwarte, wystarczyło je tylko popchnąć, a stanęły przed nim otworem. Wszedł do kolejnego małego pokoiku, podobnego do tego, w którym leżał za dnia, w tym były jednak regały z książkami. Przeszedł przez pomieszczenie i trafił, najprawdopodobniej do kuchni, gdyż zapach unoszący się w powietrzu przypomniał mu że nie jadł nic ok. kilku dni.

-Wstałeś? Myślałam, że będziesz leżał, co najmniej do jutra. Gotuję właśnie kolację, chcesz? Mam dla ciebie świeże mięso.

Nawet jej nie zauważył, skradała się jak kocica, niepostrzeżenie zachodząc go od tyłu. Podniósł łeb i spojrzał na jej łup. Trzymała w rękach dwa króliki, na ich widok, aż mu ślinka pociekła^^

-Trzymaj, domyślam się, że nie możesz polować? Ja nie jadam mięsa, wolę dary natury, no chyba, że jestem osłabiona, wtedy robię wyjątki.

Wyjęła miskę, nasypała do niej ziaren różnych roślin i suszonych owoców, zalała mlekiem i zaczęła jeść. Narealowi nie pozostało już nic innego do zrobienia jak zająć się królikami. Po skończonym posiłku, wyszedł z domku drogą, którą wskazała mu dziewczyna i poszedł się przejść do lasu, uważając na chorą nogę i ramię.

Następnego ranka, musiał przyznać, że kobieta, która się nim opiekowała znała się na uzdrawianiu, bólu w ramieniu praktycznie nie czół, a kostka już się goiła, choć dalej miał problemy żeby na niej stanąć. Przez kolejne dni starał się uważać na chore miejsca, które już nie dawały mu się we znaki jak na początku. Zbliżył się również do dziewczyny, która nie chciała być nazywana elfką, a która do tej pory nie zdradziła mu swego imienia. Opowiadała mu jednak o tym jak leczyć za pomocą ziół, o historii Nightwood, o Tesarii- krainie elfów. Czas spędzony u niej był najspokojniejszym okresem w jego życiu, ale wiedział, że musi ruszać dalej, choć nie było tu tego widać wojna wrzała, a niewinni ginęli. Nie było to jednak łatwe, gdyż patrząc w oczy kobiety, która opiekowała się nim, nie wiedząc, kim tak naprawdę jest, widział to samo co czuł w sobie samym. A nie było to uczucie zwykłej sympatii, było to coś większego, coś z czym trudno mu było sobie poradzić. Jedynym pocieszeniem było to, iż widział jak ona również próbuje z tym walczyć, lecz z biegiem czasu staje się to niemożliwe. Zauważył, że dziewczyna często się zamyśla w jego obecności i jest wówczas smutna, nie wiedział jak może ją pocieszyć, nie odzywał się więc i czekał, aż zły nastrój minie.

-Dlaczego się mną zaopiekowałaś, przecież mogłem ci coś zrobić? –powiedział pewnego przedpołudnia- nie bałaś się podejść do rannego wilka?

-Jak zauważyłeś byłeś ranny, poza tym mam instynkt i potrafię wyczuć kiedy ktoś ma złe zamiary. Taka już moja rola... pomagać innym...

-A kto pomoże tobie? –powiedział prawie szeptem i pochylił się w jej stronę.

-Co...?- zdążyła odpowiedzieć, gdyż przykrył jej wargi swoimi ustami i pocałował ją delikatnie, choć namiętnie. /Jak nic będę pisać romanse^^/ Poddała mu się, nie miała już siły walczyć z samą sobą. Jego pocałunek był tak niespodziewany, a jednak tak długo pożądany... Jednak nie mogła sobie pozwolić na więcej, wyrwała się i pobiegła do lasu, aby uspokoić skołatane nerwy i serce... Nareal nie rozumiał jej zachowania, wiedział dobrze, ze ona czuje do niego to samo co on do niej, wiedział, że dorównuje mu nawet gwałtownością tego uczucia, jednak nie chciała by potoczyło się to dalej, a po przyjściu do domu udawała, że nic się nie stało.

Nareal przygotował się na trudną rozmowę, wstał rano i poszedł na spotkanie z dziewczyną. Jego noga była już wyleczona, tak samo jak bark. Nic go już nie trzymało w domku na polance, jego misja była ważniejsza, a jednak nie czuł już takie silnej motywacji jak wcześniej. Znalazł ją w ogródku za domem.

-Witaj, chciałbym z tobą pogadać. – powiedział cicho, a dziewczyna odwróciła się w jego stronę. Jej oczy były smutne, jakby miała zamiar płakać, poczuł coś w sercu, lecz starał się na to nie zwracać uwagi.

-Jak chcesz. –odpowiedziała smutnym głosem- wiem, że chcesz już odejść, nic cię tu nie trzyma...

-Nic prócz ciebie, wiesz... ja jeszcze nigdy nie czułem czegoś takiego, nie wiem co to jest, ale tylko przy tobie czuję, że mogę wszystkiemu podołać...

-Proszę, przestań utrudniasz to, co nieuniknione...-powiedziała błagalnie.

-Nie, nie przestanę, bo nie rozumiem, czemu nie chcesz się przyznać do tego co ja! Jak możesz mnie prosić o to bym odszedł nie wyjawiając ci tego, że cię kocham!

Nie wytrzymała, bariera, jaką starała wznieść wokół siebie przez te wszystkie dni nagle pękła. On tez to zauważył, podszedł do niej bliżej, ujął jej twarz w dłonie i pocałował. Zdawało jej się, że próbuje wyssać z niej resztki oporu i musiała przyznać, że mu się to udało. Zarzuciła mu ręce na szyje i oddała mu pocałunek, a wraz z nim siebie samą.

-Teraz... wypełnia się moje przeznaczenie, jesteśmy połączeni na zawsze.

-Tak kochana, nigdy o tym nie zapomnę. Ale powiedz to, proszę.

-Kocham cię Narealu. Pokochałam cię jeszcze w nocy jako rannego wilka i poczułam, że jesteś mi przeznaczony, ale bałam się tego przeznaczenia.

-Czemu?

-Nie teraz, na razie cieszmy się tym, co mamy.

-Nie zamierzam długo czekać. –po tych słowach znów ją pocałował i wziął na ręce. Zaniósł ją do domku do pokoju, w którym sypiał. Położył ją na łóżku i zaczął poddawać się zmysłom i sercu, a ona poddawała się razem z nim i oboje nareszcie mogli zaspokoić swoje żądze.

Przed przemianą opuścił kochankę i wyszedł z domku. Nie mógł teraz odejść, nie po tym co się stało. Jako wilk pobiegł na wzgórza, gdzie wcześniej znalazł małą grotę, w której przebywał nocami. Wrócił do niej dopiero o świcie, leżała dalej w jego łóżku, śpiąca wyglądała jeszcze piękniej. Pochylił się nad nią i delikatnie przywarł wargami do jej ust, zobaczył że otwiera oczy więc szepnął jej do ucha:

-Kocham cię.

-Thierrathus, tak mam na imię.

-A więc, kocham cię Thierrathus- powiedział uradowany zaufaniem, jakim go obdarzyła.

-Ja ciebie też Narealu, ja ciebie też.

Nareal nie wyjechał tego dnia, ani następnego. Został u Thierrathus jeszcze przez miesiąc. Nic nie zakłócało im spokoju, jaki odnaleźli. Jednak Nareal miał misję i nie mógł odkładać jej ciągle w czasie. Postanowił wypełnić powierzone mu zadanie i wrócić z powrotem do ukochanej, a później wraz z nią do Argonath. Chcąc przedyskutować to z Thierrathus poszedł do ogrodu gdzie często pracowała przy kwiatach i ziołach.

-Witaj piękna pani –uśmiechnął się do niej siadając na ziemi.

-O dobrze, że jesteś mam ci coś ważnego do powiedzenia. Ale najpierw ty.

-Ale... A niech będzie, ja zacznę. Wiesz, ja... długo tu już jestem, a przyrzekłem moim towarzyszom, że wypełnię daną mi misję. Wojna jest już wszędzie, należy się przeciwstawić złu. Chcemy i my- Opiekunowie Nocy w tym pomóc, a tylko wraz ze Strażnikami Łady można sobie poradzić z tak ogromnymi siłami ciemności atakującymi Nightwood i resztę krain. Tylko oni dysponują mocą, która może zapobiec dalszej walce. Dlatego muszę iść i proszę cię byś poszła razem ze mną.

-Narealu, ja...- zaczęła, ale głos zaczął jej się łamać- ...ja wiedziałam, że tak będzie. Ja nie mogę z tobą iść, moje miejsce należy do tego lasu i nie mogę przekraczać jego granic. Mogę jedynie poruszać się po Nightwood, nigdzie indziej.

-Rozumiem, nie, nie rozumiem... Możesz mi to wytłumaczyć? –spytał łagodnie, chciał się dowiedzieć jak najwięcej o niej i jej życiu, ale Thierrathus była skryta i rzadko uchlała rąbka tajemnic.

-Ja... ja jestem przeklęta. Ciąży na mnie klątwa, rzucona przez pewnego elfiego maga. Widzisz, ja jestem pół-elfem i pół-wampirem, ale nie myśl o mnie źle za to, kim jestem. Oni właśnie to zrobili i zesłali mnie tutaj. Przez te wszystkie lata wiele się nauczyłam i umiem powstrzymywać w sobie tą drugą naturę, właściwie to nie pamiętam, kiedy po raz ostatni pozwoliłam, aby wyrosły mi kły- zaśmiała się smutno.- Nie piję też krwi, nawet nie jem mięsa. Ale oni myśleli, że jestem dzieckiem ciemności i zaklęli mnie tutaj...

Teraz rozumiał jej zachowanie, jej niechęć do elfów, jej opowieść była pełna żalu, jednak wcale nie zmieniła jego uczuć względem jej.

-Możesz być nawet trollem i tak będę cię kochać. Nie martw się, te elfy, które ci to wyrządziły, zrobiły nam tylko przysługę, jakby cię tu nie umieściły, nigdy bym cię nie spotkał. Rozumiem teraz, dlaczego nie możesz ze mną iść, postaram się jednaj szybko wrócić, będziesz na mnie czekać prawda?

-Tak i nie sama...

-Jak to nie sama? A z kim?

-Widzisz ukochany jestem przy nadziei, nosze w łonie twoje dziecko.

-Naprawdę? Co cudownie! Wstał i dotknął dłonią jej brzucha. Nasze dziecko... życie!

-Chciałam ci to powiedzieć dopiero po powrocie, ale nie mogłam przed tobą ukrywać tak ważnej sprawy.

-Dobrze, że mi powiedziałaś, mam jeszcze jeden powód by się śpieszyć. Chciałbym zdążyć dotrzeć tu z powrotem przed dniem narodzin. Nie wiem czy mi się to tylko uda.- wyprostował się i sięgnął do amuletu, który zawsze nosił.- Daj to dziecku w dniu narodzin, chcę żeby nosiło go od swojego pierwszego dnia. Dostałem go od smoków, na znak ich opieki nade mną.

-Dobrze, tylko pamiętaj bądź ostrożny w drodze i nie ryzykuj niepotrzebnie.

-Masz moje słowo.

Następny ranek należał do najtrudniejszych w jego życiu, musiał opuścić swoja ukochaną i jeszcze nienarodzone dziecko. Udał się w podróż, która nie miała okazać się prostą wędrówką. Jeszcze wiele razy podczas drogi ledwo udawało mu się uchodzić z opresji. Już pod koniec swojej podróży przy granicy Nightland napadło na niego kilku orków. Był dzień i trudniej mu było się schować jako człowiekowi, znaleźli go na polanie gdzie odpoczywał. Natychmiast wyciągnął swój miecz, jednak nieprzyjaciół było więcej, a jego siły słabły. Nagle jednak kilku orków napierających na niego padło na ziemię. Narael nie wiedział, co się dzieje. Zaczął rozglądać się po polanie i zauważył mężczyznę odzianego w czarne szaty, rzucał on w orków kulami światła. Po chwili nie było już ani jednego orka i tajemniczy człowiek podszedł to Nareala.

-Witaj jestem Alastor, Mithrandir, Szary Pielgrzym, Olorin. Różnie nazywany w różnych stronach świata. Jestem czarodziejem, jednym z Mędrców, Strażnikiem Lasów, Opiekunem Przyrody, Władcą Żywiołów, Panem Życia i Śmierci, a ty dokąd zmierzasz i kim jesteś?

-Jestem Nareal, zmierzam do Nightland, chcę nawiązać rozmowy ze Strażnikami Ładu.

-Ciężkie zadanie przed tobą, nie łatwo jest się dostać do Strażników.

-Mam nadzieję, ze mi się powiedzie, a co ciebie tu sprowadza Mithrandirze?

-Sprawy służbowe, na razie nie mogę o tym nikomu opowiadać. Ale również wybieram się do Strażników, więc mogę ci towarzyszyć.

-Było by mi bardzo miło, i zapomniałbym- dziękuję za uratowanie życia, sam nie dałabym sobie rady.

-Nie ma strawy, nie cierpię orków, należało im się. W dzisiejszych czasach zaroiło ich się wszędzie.

-Masz rację i coś należy z tym zrobić, nie można pozwolić, aby ta Wojna trwała dłużej, należ doprowadzić do jej końca. Moi towarzysze i ja doszliśmy do wniosku, że połączyć zwaśnione krainy i rasy mogą jedynie Strażnicy Ładu. Tylko oni posiadają taką moc.

Szli tak leśnym duktem i opowiadali sobie o swoich przygodach.

-Ja najwięcej podróżuję, nie mam rodziny, więc nic mnie nie trzyma na jednym miejscu, lubię poznawać nowe rzeczy, żyję już bardzo długo, wszystko ciągle się zmienia, czas płynie, a my wraz z nim.

-Ech – westchnął Nareal- jeszcze do niedawna mógłbym powiedzieć to samo, jednak teraz sytuacja wygląda inaczej, poznałem pewną pół-elfkę, ma na imię Thierrathus i jest też w połowie wampirem. Spodziewamy się dziecka – był wyraźnie podekscytowany i szczęśliwy.

-Moje gratulacje przyszły tato- uśmiechnął się czarodziej.

-Dziękuję, teraz nie mogę myśleć o niczym innym tylko o nich.

-Nie dziwię się, gdybym spotkał kobietę, którą bym pokochał tez pewnie bym oszalał ze szczęścia.

Ich wspólna wędrówka trwała kilka tygodni, w tym czasie zdążyli się zaprzyjaźnić, a także dowiedzieć się o sobie nawzajem wielu interesujących rzeczy. Alastor opowiedział mu o tym, kim jest- nieśmiertelnym, o swojej pierwszej i ostatniej śmierci, o historii jego dzieciństwa, Nareal nie pozostał mu dłużny, również opowiedział mu cała historię swego życia, a także o Lamionie. Wspólnie wędrowali, polowali, a także walczyli z wrogiem, gdy ten ich napadał. Połączyła ich silna, męska przyjaźń, potrzebna im tak bardzo, że nie zdawali sobie z tego sprawy...

Nightland okazało się mroczną puszczą, jeszcze straszniejszą od Czarnego Lasu. Przemierzyli ją ostrożnie, uważając by nie spotkać istot zamieszkujących tajemnicze miejsce. Szary Pielgrzym wyczuwał w powietrzu potężne złoża energii magicznej, starał się więc nie używać swojej magii, aby nie dać się wykryć przedwcześnie.

-To dziwne, że Strażnicy nie zajęli jeszcze stanowiska w sprawie wojny, toczy się ona już tyle lat, a oni siedzą w tej swojej twierdzy i nie raczą nikomu pomóc.- szepnął Mędrzec.

-Właśnie, nie zastanawiało cię, dlaczego tak się dzieje? Ja boję się, że oni przeszli po prostu na stronę zła.

-Ale gdyby tak było czy walczyliby przeciwko nam?

-To mnie właśnie dziwi i dlatego postanowiłem tu przyjść.

Dalszą rozmowę przerwała im strzała, która wbiła się w ziemię tuż przy nodze Nareala.

-Co..

-Stać, brać ich!

Grupka zamaskowanych postaci okrążyła ich i zaczęła obezwładniać, jednak nie udało im się to gdyż Alastor zmienił się wówczas w szarego wilka i rzucił się na jednego z nich, Nareal patrzył na przemianę przyjaciela i oniemiał z zachwytu. Szybko się jednak otrząsnął, gdyż musiał walczyć z napastnikami.

-Stójcie, nie walczcie z sobą- dało się słyszeć potężny głos Mithrandira –Gilfuinie to ja Alastor.

Starszy mężczyzna, który zgotował im powitanie, rozejrzał się uważnie, aż znalazł wzrokiem maga, tera go poznał, tak to był jego stary przyjaciel Alastor.

-Och, Alastor to ty! Nie spodziewałem się ciebie tutaj, co cię tu sprowadza?

-A jak myślisz? Wojna!

-Zostawcie go- Gilfuin zwrócił się do pozostałych strażników otaczających Narala.- Jak się domyślam jest z tobą?

-Tak, to mój przyjaciel Nareal. Podróżujemy razem, bo mamy wspólny cel- dowiedzieć się, co się dzieje ze Strażnikami.

-A więc zauważyliście...

-Czy zauważyliśmy? Nie przyłączacie się do Wielkiej Wojny od stu lat, wierz mi mało osób tego nie zauważyło, ale nie wszyscy mają odwagę, by tu się wybrać.- odparł Alastor.

-Będę wam musiał wszystko wyjaśnić, ale nie tutaj, drzewa mają uszy, chodźcie za nami.

Gilfuin poprowadził ich do niewielkiego skalnego parowu. Zobaczyli tam więcej zamaskowanych osób, skierowali ich w stronę małej groty, która jak się okazało była przedsionkiem wielkiej komnaty, tam usiedli wraz z innymi przy wielkim okrągłym stole.

-No dobrze, nie mogę was ciągle zwodzić. W Nightland nie jest dobrze, doszło do zdrady w naszych kręgach- powiedział smutno Gilfuin. –Zacznę chyba od początku. Gdy Wielka Wojna dopiero się zaczynała nie chcieliśmy się w nią angażować, myśleliśmy, że nie ma to sensu, a wojna szybko się skończy. Myliliśmy się, nikt nie przypuszczał, że siły ciemności są tak potężne i zawładną umysłami wielu ras. Początkowo byliśmy zawiedzeni, nie chcieliśmy walczyć dla pozostałych słabych ras, byliśmy głupcami, myśleliśmy, że odeprzemy jakiekolwiek ataki na naszą krainę, nie mogliśmy jednak przewidzieć najgorszego. Złe moce zawładnęły niektórymi z nas, nie pytajcie, w jaki sposób, bo nawet ja tego nie wiem. Zaczęliśmy ze sobą walczyć i chyba to jest przyczyną tak długiej wojny, która niszczy powoli świat... Strażnicy Ładu są gwarancją jedności i harmonii na świecie, jeżeli następuje rozłam u nas, następuje on na całym świecie... Pojawił się u nas zdrajca, który przeciągną na swoją stronę niektórych z nas, próbowaliśmy się im przeciwstawić, ale byli silniejsi, musieliśmy się wycofać i uciec do lasu, działamy teraz w ukryciu, bardziej przez sabotaż niż w otwartej walce...

-Teraz rozumiem, zastanawiałem się, jaka jest przyczyna tej wojny. Nie mamy żadnych informacji o tym, co się tutaj dzieje. Pewnie powstrzymują wszystkich jakąś blokadą. Jeżeli potrzebni ci są jacyś ludzie to możesz liczyć na moją pomoc. –powiedział Alastor

-A także na moją i moich braci. –poparł go Nareal.

-Cieszy mnie to, dzięki wam może uda nam się wreszcie wygrać.

-A więc załatwione, wyślę dziś wiadomość do moich braci w Argonath, to nasza siedziba- wyjaśnił Nareal.- Powinni być tu za kilka tygodni, jeśli się pośpieszą.

-Świetnie, ja wyślę wici do zaprzyjaźnionego królestwa elfów, powinni przysłać jakiś oddział dobrze wyszkolonych wojowników.

-A więc nie pozostało już nic innego, jak czekać.

W czasie, w którym oczekiwali na przybycie posiłków Nareal i Alastor ćwiczyli walkę różnymi broniami. Mithrandir nauczył również swojego przyjaciela jak panować nad transformacją w wilka i przemieniania się wtedy, gdy się tego chce, a nie tylko w nocy. Przekazał mu również podstawową wiedzę z dziedziny magii. Nareal był mu bardzo wdzięczny za naukę, robił już znaczne postępy, gdy do parowu przybyli pozostali Opiekunowie Nocy. Znalazło się dla nich miejsce w licznych pieczarach, które ciągnęły się przez cały skalny teren. Wszyscy ucieszyli się na widok Nareala, a on opowiedział im o swojej podróży. Nie ukrywał też prawdy o Thierrathus, Opiekunowie bardzo się ucieszyli, że ich przywódca i towarzysz znalazł szczęście i będzie mieć potomka. Następnego ranka, po przybyciu watahy wilków, w parowie pojawił się oddział wojowniczych elfów. Gilfuin był uradowany widząc nowe siły, które mogły pomóc mu w walce ze zdrajcami. Nie było już odwrotu, musiało dojść do decydującego starcia, a los chciał, żeby odbyło się ono na Polach Surriamah –bogini wojny. Pola te były zdradliwe, gdyż nigdy nie było się pewnym czy stąpa się po pewnym gruncie, zdarzało się, ze podczas walk ludzie ginęli wciągnięci w głąb ziemi. Wreszcie nadszedł dzień, który miał zadecydować o losach całego świata. Dzień, który przeszedł do legendy, a wraz z nim jego bohaterowie. Dwie wrogie grupy wojowników, stanęły naprzeciw siebie, żadna nie miała zamiaru się wycofać, żadna nie miała zamiaru być litościwa dla drugiej. Do dziś nie wiadomo, kto pierwszy uderzył, wojownicy walczyli zaciekle, w powietrzu świstały strzały, a także zaklęcia niczym bicze świetlne ciskane przez Alastora i innych magów. Bój był zacięty, a szala zwycięstwa przechylała się raz na jedną a raz na drugą stronę. Nareal walczył w samym środku śmiertelnej wrzawy. Ciął wrogów jak zapałki, myślami był jednak przy Thierrathus, powinna właśnie rodzić dziecko, jego dziecko. Nawet się nie spostrzegł jak został zraniony w bok, walczył jednak dalej oddając ciosy nieprzyjaciołom. Alastor szedł ramię ramie z nim, walcząc swym mieczem i laską, od czasu do czasu używał magii, aby położyć większą grupę wrogów. Elfy trzymały się z tyły, celnie strzelając z łuków, niektóre z nich pomagały jednak reszcie wojowników walcząc ostrymi mieczami i magią. Strażnicy Ładu i ci źli i ci dobrzy byli świetnymi wojownikami, nie łatwo było ich pokonać, znali się równie dobrze na władaniu mieczem ,co na czarach. Zacięta walka trwała cały dzień, wojownicy byli już zmęczeni, jednak nie dawali tego po sobie poznać. W końcu szala zwycięstwa przechyliła się na korzyść wojowników podległych Gilfuinowi. Ostatnich zdrajców wybito jeszcze przed nadejściem nocy... Wówczas Nareal poczuł, że rana zadana w bok wcale nie jest taka mała, jak mu się wcześniej wydawało. Krew zaczęła już ściekać spod jego lekkiej kolczugi. Osłabł... upadł na ziemię, w mgnieniu oka przybiegł do niego Alastor.

-Przyjacielu, co się dzieje?

-Nic, jestem tylko ranny- wysilił się Nareal, starał się wyglądać przytomnie, jednak wymagało to za dużo wysiłku.

-Ranny?- spojrzał wymownie na jego bok- czy ty wiesz że to nie wygląda najlepiej?

-Czy wiem ja to czuję!

-Nie martw się coś na to poradzę... muszę- Szary Pielgrzym był przejęty, widok przyjaciela wyglądającego na prawie nieżywego bardzo go poruszył. Zdjął kolczugę Nareala, jego oczom ukazała się paskudna rana, w dodatku zakażona jakąś trucizną. Nie, nie wyglądało to najlepiej. W dodatku nie mógł pozwolić odejść przyjacielowi z tego świata, bardzo polubił młodzieńca, który z taką pasją opowiadał o swojej miłości do pół-elfki. Spojrzał na Nareala, jego twarz była już szara, jednak jeszcze oddychał.

-Alastorze...-powiedział zachrypłym głosem- wiedz, że byłeś mi jak brat... dałeś mi wiarę we własne możliwości, nauczyłeś wielu rzeczy... nigdy tego nie zapomnę...-przeczuwał, że jego koniec jest już bliski- mam do ciebie prośbę, odnajdź Thierrathus i zaopiekuj się nią i moim dzieckiem, mój potomek powinien przejąć schedę po mnie... dopilnuj tego. Powiedz... że ją kocham...- Umarł.

-Dobrze Narealu, przysięgam, że wypełnię twą prośbę. Nie zawiodę cię.- usiadł na ziemi koło zmarłego przyjaciela i zaczął się medytować.


Net navigator: Bass (Shadow\Wilczy Kieł)
Chipy: 10xAura Życia, 10xMiecz Bohatera,3xCyber Miecz,3xSzeroki Miecz,3xDługi Miecz,5xBarriera,3xUltraMiecz, 2xteleport,1xSynchro chip, Mini bumer x3,Długi miecz x1,Cyber miecz x2,Wieża Ognia x1,Żelazna obrona x1,Miecz bohatera x1,Armata x1,Rozrzutnik x1,Miotacz krzyżowy x1,Lustro kupiarka x1,Niezawodny miecz x1,Pochłaniacz x1
Zdolności:Double Soul, Tworzenie Wirusów,Aqa,
Double Soul:Glide Soul,Torch Soul,Guts Soul,All Soul   
Złoto:15000,
Siła-1000,
Szybkość-1000,
Zręczność-1000, 
Życie(HP)-1000http

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB 1.2.23
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora